Trzepak to dzieciństwo moje i mojego pokolenia – miejsce zabaw i spotkań po szkole. Można było na nim wisieć, siedzieć i kręcić fikołki. Wieczorami trzepak przechodził we władanie młodzieży – papierosy, flirty, alkohol i „brzydkie słowa”. Prawdziwe oblężenie przeżywał jednak trzepak dwa razy w roku, gdy przymus świątecznych porządków wyganiał z mieszkań ludzi z rulonami dywanów na ramieniu. Kolejka przy trzepaku nie należała wówczas do rzadkości. Trzepak był świadkiem niejednej ludzkiej tragedii i niejednego ludzkiego szczęścia. Obok trzepaków przetaczały się przez podwórka ludzkie historie a z nimi historia miasta.
Trzepaki stopniowo znikają z naszego sąsiedztwa, są coraz mniej potrzebne bo mamy mniej dywanów i pralnie chemiczne na wyciągnięcie ręki. Coraz bardziej też dostrzegamy ich uciążliwość. Dudniący dźwięk trzepaczki, zwielokrotniony odbiciem w sąsiednim budynku, staje się hałasem nie do wytrzymania dla naszej zagonionej, zmęczonej psychiki. Z drugiej strony wciąż produkuje się trzepaki, oferty sprzedaży można znaleźć w internecie a wielu deweloperów ustawia je na nowo budowanych osiedlach.
Poniżej mój polski trzepak
Czym jest kolor i jak go odbieramy? Oto zjawisko, które odpowiada na to pytanie – farba na palecie po lewej a za chwilę na obrazie po prawej w zupełnie innym sąsiedztwie. Mój tablet zadziałał jak ludzkie oko – dokładnie tak samo odbierałam tę „magiczną przemianę”.
Był moment, że nawet zaczęłam ubierać się pod kolor moich trzepaków.
A to pole bitwy: